"Musisz odnaleźć nadzieje i nie ważne, że nazwą Ciebie głupcem.
Musisz pozwolić, by sny sprawiały byś pamiętał, że..."
- Hey
Nic nie jest tak proste jak się wydaje. Nic ani nikt nie
potrafi podarować ci szczęścia w prezencie. Wszystko co było do tej pory
spowiła mgła. Co będzie dalej... Tego nikt nie wie. Teraz pozostał ogromny ból
i cierpienie a także poczucie straty, które staje się coraz bardziej prawdziwe.
Być może z tego wyniknie coś dobrego, ale obecnie tego dobra nie widzę. Być
może za kilka lat będę szczęśliwa ale na razie leżę tam, głęboko w dole i nie
potrafię się podnieść...
Powoli odzyskiwałam świadomość. Coraz
wyraźniejsze stawały się wszystkie piski, pikania, i inne niezidentyfikowane
odgłosy które przytłaczały moje ja. Zebrałam się w sobie i powoli z ogromnym
wysiłkiem podniosłam powieki. Rażące światło natychmiast mnie oślepiło. Minęło
dobrym kilka minut zanim przyzwyczaiłam się do jaskrawości lamp. Rozejrzałam
się na tyle na ile byłam w stanie. Każda partia mojego ciała była podłączona do
jakieś maszyny. Wszędzie wisiały tysiące kabli różnorakich kolorów. Elektrody
na mojej klatce piersiowej były mokre od potu. Na twarzy natomiast miałam maskę
tlenową a szyję zabezpieczał mi kołnierz.
- Pani
Speckmann? Słyszy mnie pani. Proszę nic nie mówić ale jeśli mnie Pani słyszy
proszę zamrugać dwa razy. –
Nawet nie
zauważyłam kiedy lekarz wszedł do pomieszczenia. Mrugnęłam dwa razy tak jak
prosił i czekałam co dalej powie.
- Nazywam się Hans Duffer i jestem pani
lekarzem prowadzącym. Uległa pani ciężkiemu wypadkowi w okolicach Berlina.
Pamięta pani coś? Jeśli tak proszę mrugnąć-
Zastanowiłam
się, samego wypadku nie pamiętam, ale to co było
później...Pascal...Mama...Tata...Łzy popłynęły mi po twarzy. Mrugnęłam.
- Proszę nie płakać. Więcej informacji udzielę
pani za kilka godzin, musi pani wypoczywać. Wtedy spróbujemy porozmawiać. A
teraz proszę by postarała się pani zasnąć. –
Kiwnęłam
głową choć w kołnierzu nie było to łatwe. Oczywiście nie umkło to bacznemu
spojrzeniu mojego lekarza. Na szczęście nic nie powiedział tylko opuścił salę z
grymasem na twarzy wyrażającym najprawdopodobniej niezadowolenie z mojego
czynu. Odprowadziłam go wzrokiem i zaczęłam rozmyślać. Nie wiem co się stało z
moja rodziną. Nie wiem czy żyją, czy może są w tym szpitalu, czy w ogóle
wyszli z tego cało? Boże, oby im się nic nie stało. Chciałam wykrzyczeć w tej
chwili wszystko co leżało mi na sercu, wszystko co dręczyło mnie od kiedy się obudziłam.
Chciałam wrzeszczeć z całych sił, szarpać się, uwolnić z tych wszystkich kabli
ale... Ja to tylko chciałam. W rzeczywistości ledwo mogłam wyszeptać słowo.
Samo myślenie kosztowało mnie dużo energii. Z tego wszystkiego całkowicie opuściły
mnie siły, ból głowy się nasilał. Powieki zrobiły się ciężkie i zaczęły opadać.
Obudziła mnie pielęgniarka, która zmieniała
kroplówkę. Czułam się lepiej niż kilka godzin wcześniej, ale i tak nie byłam w
pełni mych sił.
- Jak się pani czuje? – Zapytała, zdejmując
maseczkę z mojej twarzy.
- Lepiej...
- powiedziałam cichym i osłabionym głosem.
- Zaraz zawołam lekarza, to on wszystko pani
wyjaśni. Proszę starać się nie przemęczać.-
Po kilku
minutach wszedł doktor Duffer. Usiadł obok mojego łóżka i spojrzał na mnie.
- Gdzie ja
jestem? - Spytałam.
- Znajduje
się pani w szpitalu w Berlinie. Jeśli pani pozwoli zadam pani kilka pytań. - Kiwnęłam
głową.
- Jak się
pani w ogóle czuje? -
- A jakby
pan się czul? Wszystko mnie boli, nóg nie czuje, głowa mi pęka, nie wiem nawet
co się dzieje ze mną i moją rodziną... Czuję się wrakiem samej siebie- Z
dziwnym spokojem przyjął moje słowa, choć czułam ze nie na taką odpowiedź
liczył
- Pamięta
pani kiedy zdarzył się wypadek? –
- Tak, był 26 czerwca. A który dzisiaj jest? –
- Zgadza się, dzisiaj mamy piątek, 5 lipca.
Była pani w śpiączce przez 9 dni. - Jego słowa totalnie mnie powaliły. Byłam
nieprzytomna przez dziewięć dni? Jak to możliwe?
- A gdzie są
moi rodzice, mój brat? Co się z nimi stało? Czy oni... żyją? - wreszcie zadałam
pytanie, które dręczyło mnie niemiłosiernie. Lekarz ciężko przełknął ślinę. -
Przykro mi... Pani rodzice zginęli na miejscu wypadku na skutek doznanych
obrażeń. - Nie wierzyłam w to co usłyszałam. To nie możliwe. To nie jest
prawda. Nagle wszystko straciło jakikolwiek sens. Wcześniej moje życie było pełne
kolorów, było wspaniale, a teraz wszystko spowiła ciemność.
- NIE! Moi
rodzice żyją! Oni nie mogli umrzeć! - krzyczałam
- Przykro
mi-
- A mój
brat? Co z moim bratem? Co z Pascalem? - wykrzyczałam
- Proszę się
uspokoić. Nie może się pani tak denerwować! –
- Jak mam
się nie denerwować. Czy pan jest człowiekiem, czy ma pan jakiekolwiek uczucia?!
- krzyczałam mu prosto w twarz pełna nienawiści. Tym razem wziął głęboki oddech
i spokojnie zaczął
- Raczej nie
wątpię w to że jestem człowiekiem... a co do pani brata. Chłopak na wskutek
uderzenia doznał ciężkiego urazu głowy. Z początku wszystko było dobrze, ale na
drugi dzień jego stan się pogorszył. Wystąpiło krwawienie wewnątrzczaszkowe na
wskutek czego powstał krwiak nadtwardówkowy. Potrzebna była natychmiastowa
interwencja neurochirurgiczna aby odbarczyć krwiaka. Niestety... Było już za
późno i pani brat... Zmarł na stole operacyjnym. –
Czułam że cały świat wali mi się na głowę. Nie
mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Nie docierało to do mnie. Już nigdy
nie usłyszę piskliwego głosu brata? Już nigdy ich nie zobaczę, nie uściskam...
Czy ich słowa wypowiedziane w samochodzie były ostatnimi? Czy nigdy więcej nie
spojrzę im w oczy i nie powiem jak bardzo ich kocham?... Moi rodzice, mój mały
Pascal... Ich już nie ma?! Nie to nie jest możliwe... To nie może być prawda!
Dlaczego, to właśnie oni? Dlaczego nie ktoś inny tylko moja rodzina. Przecież
ja zostałam sama. Samiutka jak ten palec na tym wielkim świecie.
- Czy wszystko w porządku? - spytał patrząc na
mnie z niepokojem
- Nie! Nic
nie jest w porządku. Właśnie się dowiedziałam że straciłam wszystkich którzy
byli mi najbliżsi a pan mi się jeszcze pyta czy wszystko w porządku! - wykrzyczałam
mu prosto w twarz. Łzy strumieniami płynęły mi po twarzy. Nie byłam w stanie powstrzymać
emocji które mną targały. Maszyny zaczęły wariować, bo moje tętno gwałtownie wzrosło.
Po chwili ten pisk stal się już nie do wytrzymania.
- Siostro,
proszę podać pani Jänie coś na uspokojenie- skomentował
- Czy chce
pani by kogoś poinformować?- spytał po chwili
- Tak,
proszę. Zadzwońcie do Marie. Marie Goldberger- powiedziałam przez łzy.
- A co do pani... - niepewnie kontynuował.
Spojrzałam wrogo na niego. Z pewnością gdybym mogła zabijać wzrokiem już leżałby
martwy. Pod wpływem mojego spojrzenia lekarz zwątpił czy informować mnie o moim
stanie.
- Niech pan mówi,
już mi wszystko jedno - Skwitowałam jego bezradność.
- Doznała
pani ciężkiego wstrząsu mózgu i ogółem jest pani cała mocno poobijana... - kończąc
wziął głęboki oddech i już otwierał usta kiedy zadałam pytanie
- Dlaczego
nie mogę ruszać nogami? - Spojrzał na mnie z politowaniem
- Proszę się
nie denerwować... Tu mamy właśnie problem. Podczas wypadku doszło u pani do
uszkodzenia nerwów odpowiadających za kontrolowanie i funkcjonowanie kończyn
dolnych. Niestety obecnie nie wiemy czy jest to trwały uraz czy raczej stan
chwilowy, ale wygląda to poważnie. - oznajmił z ogromnym trudem
- Że co.?! -
Dopiero teraz zrozumiałam co ze mną się stało. Cały ten czas myślałam o mojej
rodzinie i nawet nie sadziłam że ze mną może być aż tak źle. Zdawało się to być
niemożliwe... Lecz jednak okazało się prawdą. Miałam tyle planów a tu nagle coś
takiego.
- Nie będę mogła
chodzić... -
- W zaistniałej
sytuacji nie ma szans. Po wyjściu ze szpitala czeka panią długa rehabilitacja
oraz kilka zabiegów stymulacji elektrycznej nerwów które pozwolą w jakimś
stopniu przywrócić kolejne funkcje uszkodzonym częścią ciała oraz nerwom. -
kontynuował
- A jakie są
rokowania? - zadałam pytanie które od kilku minut mnie gryzło
- Myślę że na
razie za wcześnie na takie pytania. Wszystko rozstrzygnie się w ciągu najbliższych
dni. Proszę mieć nadzieje- odpowiedz była bezsensowna. Nie o taką mi chodziło.
- A teraz proszę odpoczywać. Musi się pani oszczędzać-
Kiedy opuścił OIOM na którym leżałam, łzy hamowane przez
ostatnie kilka minut znalazły wolność. Wypłynęły na światło dzienne i dały ujście
emocjom które siedziały we mnie od tych kilku minut. Nadzieja, czy tylko to mi pozostało?!
Mieć nadzieje i nic innego! Nie mam już nikogo... Adam mnie zostawił, mama i
tata nie żyją, a brat pewnie poucza anioły w niebie. Nie potrafię tego zrozumieć.
Boże dlaczego mnie tak doświadczasz? Co ja takiego zrobiłam, czym Ci
zawiniłam?... Biłam się z myślami ale bezskutecznie. Przecież nie przywrócę
moim najbliższym życia. Nie mam takiej mocy. Najchętniej wzięłabym teraz z garść
tabletek i skończyła ze sobą. Zakończyła bym swój żywot tylko po to by być z
nimi tam na górze. Przecież i tak moje życie nie ma już choćby najmniejszego
sensu.
Pielęgniarka znów przyszła by zmienić kroplówkę...
Kiedy mnie zobaczyła przeraziła się.
- Czy wszystko w porządku? - Niepewnie spytała.
Spojrzałam na nią.
- Nie! Nic
nie jest w porządku. Proszę zostawić mnie samą! – wykrzyczałam
- Ależ
oczywiście, jakby czegoś pani potrzebowała proszę wcisnąć czerwony guzik- Zmieniła
szybko kroplówkę i opuściła pomieszczenie zostawiając mnie znów samą z myślami.
Po chwili lek zaczął działać. Ogarnęła mnie senność i odpłynęłam. Odpłynęłam w
towarzystwie jedynej rzeczy która mi pozostała. Nadziei...
***
O mamusiu!
OdpowiedzUsuńTo jest cudowne!
Tragiczne,ale cudowne.
Biedna Jäna... Miałam nadzieję,że jednak zdarzy się jakiś cud i jej rodzina przeżyję.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę. ;*
Pozdrawiam. ❤
Kochana dziękuje pięknie za komentarz i za to, że jesteś ❤
UsuńO matko!
OdpowiedzUsuńTak jak moja przedmówczyni uważam, że to jest cudowne i zarazem tragiczne!
Szczerze mówiąc to czułam, że jej rodzina nie przeżyje i niestety moje przypuszczenia się spełniły. Teraz dziewczyna straciła sens życia i pewnie nie będzie chciała walczyć o swoje zdrowie... A powinna. Chociaż wiadomo, że taka strata jest ciężka do zaakceptowania, to ona musi żyć dalej...
Czekam na kolejny!
Buziaki x
Cieszę się, że Ci się podoba :) Buziaki ❤❤❤
UsuńZaprosiłaś, więc jestem ♥
OdpowiedzUsuńBardzo mi się tutaj u Ciebie podoba. Masz fajny styl, miło się wszystko czyta. Szkoda tylko, że sama treść nie jest już taka wesoła... Widzę, że nie tylko ja mam skłonności do ludzkich dramatów :) Biedna Jäna, współczuję jej. Nie ma dziewczyna w życiu lekko. Ale zawsze gdzieś tam tli się jakaś iskierka nadziei, że jednak wszystko się ułoży...
Buziaki i zapraszam również w wolnej chwili do siebie. Może spodoba Ci się moja historia :**
Dziękuję pięknie kochana ❤
UsuńNa pewno wpadnę i do Ciebie!
Powiem,a raczej napiszę tak: historia wspaniała. Siedzę z otwartą buzią. Czegoś takiego się nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńDziewczyna poniosła ogromną stratę, a do tego jeszcze czeka ją długa droga do przemierzenia jednego choćby kroku o własnych siłach... tragedia. Nie rozciągają się przed nią jakieś szalenie budujące perspektywy, ale liczę na to że jednak z tego wyjdzie.
Przejrzałam sobie bohaterów i zapowiada się bardzo ciekawie. Gdzie kadra niemiecka, tam i ja, więc jestem. Ogromnie dziękuję za zaproszenie :)
I odwdzięczam sie, zapraszam na swojego Andreasa i Michiego, linki zostawiam w Spamie.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, Lilka :)
Nie ma sprawy i dziękuję za miły komentarz i za to, że jesteś ❤❤❤
UsuńBuziaki i już biegnę do Ciebie :**
Nadal jestem w szoku. Jeszcze miałam nadzieję, że chociaż jej brat przeżył a tu jednak... Miałam dosłownie łzy w oczach kiedy lekarz poinformował ją o tym, że może nie chodzić.
OdpowiedzUsuńKochana, Twój tekst wywiera na mnie takie emocje, jesteś po prostu genialna w tym co robisz! Oby tak dalej ♥
Pozdrawiam :* x
Bez przesady ... :P
UsuńDziękuję :**