sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 06 - Też Cię kocham... Najbardziej na świecie

Nic nie jest ważne, tak by spalać się

A jeśli musisz zdobyć którąś z twierdz.

Na skrzydłach leć, wybierz najwyższą z nich,

wybierz najwyższą z nich, tą którą jesteś ty.

TABB & Sound'N'Grace - "Twierdza"



***

Czy wspominałam wam już kiedyś, że nikt nigdy nie mówi nam całkowitej prawdy? Tak, tak właśnie jest. Zdarza się, że nawet osoba, która najbardziej kochamy, której najbardziej ufamy ukrywa coś przed nami. Nie mam pojęcia czemu po tym wszystkim znów to spada na mnie, ale cóż… Muszę się trzymać. Muszę dać radę choćby nie wiem co… W końcu obiecałam. Obiecałam nigdy się nie poddawać i … nie ulegnę. Wiem to na pewno.

***

    Znów myślami wracałam do tamtego dnia. Nie mam najmniejszego pojęcia dlaczego...  Andreas od tamtej pory był jakiś taki cichy i zamyślony. Zupełnie jakby to nie był on. Nie wiem co go ugryzło. Mam nadzieję że to długo nie potrwa, bo więcej to chyba nie wytrzymam. Spojrzałam ukradkiem na sąsiednie lóżko na którym leżał. Patrzył tępo w sufit z słuchawkami na uszach. Niespodziewanie otworzyły się drzwi do sali, zdziwiłam się bo obchód był godzinę temu, a i nikt się nie zapowiadał że wpadnie w odwiedziny. Andi również przerwał swoje rozmyślania i zdjął słuchawki. Do sali weszło dwóch policjantów...
- Pani Speckmann? - spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem.
- Tak, to ja. O co cho- chodzi? - z wrażenia aż zaczęłam się jąkać. Czego znów ode mnie chcą?!
- Starszy posterunkowy Braun i komisarz Schuber. Mamy do pani kilka pytań. Możemy porozmawiać na osobności? - spytał ten starszy i wyższy wskazując wzrokiem na Andreasa
- Ależ tak... Już chwila… - powoli usadowiłam się na swoim ferarri, mimo że potrafiłam już dać sobie radę sama i tak szło to dość mozolnie. Młodszy policjant cały czas uważnie mi się przyglądał, ale nic nie powiedział, nawet nie raczył zaoferować pomocy.
- Możemy iść- powiedziałam kiedy byłam już w pełni gotowa. Skierowałam wózek do świetlicy, powoli gdyż rany na rękach nie były jeszcze w pełni zagojone i wciąż dawały o sobie znać. Było wczesne popołudnie więc raczej o tej porze nie powinno tu być żywej duszy.
I tak jak myślałam… Świetlicę zastaliśmy pustą.
- Pani Speckmann... Chcielibyśmy porozmawiać o... - tu wstrzymał oddech
- O wypadku - dokończył za niego młodszy kolega.
Schowałam twarz w dłoniach. Chcieliby rozmawiać o wypadku... Niewiarygodne… Czy oni nie rozumieją, że to boli? Że nie tak prosto jest o tym myśleć, a co dopiero rozmawiać? Boże, czego Ty jeszcze nie wymyślisz...
- Czy wszystko w porządku ? -
- Słucham... - rzuciłam oschle jednocześnie ocierając maleńką łzę.
Spojrzeli po sobie i posterunkowy szybko wyciągnął notes.
- W takim razie zadam pani kilka pytań. Jeśli nie będzie w stanie pani na któreś odpowiedzieć proszę dać nam znać. Postaramy się zrozumieć pani sytuację... Przejdę do rzeczy. Czy zna pani Adama Hannawalda? –zaczął komisarz
- Tak-
- Można prosić o coś więcej? -
- Byliśmy parą przez dwa lata. Kochałam go... Ale on... -
- Ale on co?- spytał z zaciekawieniem posterunkowy znad notesu
- Zerwał ze mną w dniu wypadku. Wysłał mi sms’a, że to koniec. Od tamtej pory nie miałam od niego żadnych wiadomości - przed oczami stanął mi obraz sms’a na ekranie smartfona.
- A czy wie pani dlaczego z panią zerwał? Czy coś ważnego wydarzyło się przed wypadkiem? - kontynuował wąsaty komisarz.
- Raczej nic ważnego... – chyba nic…
- Po prostu pokłóciliśmy się o mój wyjazd. Miałam z nim lecieć w Alpy, ale rodzice tak bardzo mnie prosili bym z nimi spędziła te kilka dni no i nie mogłam im odmówić. Adam był bardzo zły z tego powodu, nie dość że z nim nie chciałam lecieć to jeszcze miałam spędzić weekend w Beelitz, gdzie jak Adam dobrze wiedział mieszkał chłopak z którym kiedyś tworzyłam parę, jeszcze za czasów liceum. Nie chciał bym jechała, ale ja mu nie uległam. –
- O mało nie doszło do rękoczynów, gdyż Adam należy do osób bardzo porywczych i chorobliwie zazdrosnych. - zaraz przypomniała mi się nasza ostatnia, ostra kłótnia. Ja stojąca w gotowości na jego ruch, a on z tasakiem w dłoni wymierzonym w moją stronę. Ooo tak... Była z nas cudowna para...
- Rozumiem... A czy coś działo się przed wyjazdem? No nie wiem np. z samochodem? Kto prowadził?-
- Co pan sugeruje...? - dość dziwnie brzmiały słowa komisarza. Adam, coś z autem, kto prowadził... O co mu chodzi? Co on wie, a czego ja nie?
- Nic, ja tylko pytam... Proszę odpowiadać na pytania. - zgasił mnie, ale wiedziałam że coś jednak ukrywa. Widać to było w jego oczach.
- Nie, z autem było wszystko w porządku tym bardziej że tata... - zacięłam się na moment. Smakowałam to słowo przez dłuższą chwilę. Tata... Boże, jak ja dawno nie wypowiadałam tego słowa.
- Tak?
- Tata przed wyjazdem wykonał przegląd na stacji i wszystko było w porządku. Ogółem to ja miałam prowadzić, taki był pierwotny plan, ale rano nie czułam się zbyt dobrze i rodzice postanowili że ja odpadam. Padło więc na ojca...
- Ach tak... A czy pan Adam wiedział, że to akurat pani miała prowadzić? - zamyślony komisarz zaczął męczyć wąsa.
- Czy może mi pan wreszcie powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi !- krzyknęłam zdenerwowana
- No dobrze... Chodzi o to, że śledczy dokonali szczegółowych oględzin samochodu i ... Jeleń to nie była główna przyczyna wypadku.-
- Tak...? - ostatnie słowa zadziwiająco przykuły moją uwagę. Przecież przez tego jelenia moja rodzina nie żyje! Więc jakim cudem nagle zwierzę jest niewinne.
- Nasi ludzie znaleźli w nim ślady pewnej ingerencji człowieka. To znaczy przewody hamulcowe były ponacinane, kwestią czasu było jakieś zderzenie czy coś podobnego.  Ale tutaj jeleń, przepraszam za wyrażenie... Załatwił sprawę- spojrzał na mnie z troską.
- Sądzimy iż pan Adam Hannawald miał z tym coś wspólnego... Na wraku zabezpieczyliśmy odciski palców, ale nie mamy ich w bazie, a pan Hannawald najprawdopodobniej w dniu wypadku, po zerwaniu z panią uciekł za granicę. Jest on głównym podejrzanym w tej sprawie. Teraz zostaje nam tylko go złapać, przesłuchać i porównać dowody, i jeśli to się okaże prawdą, postawić przed sądem z zarzutem usiłowania zabójstwa-
- O Boże... - nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, wszystko wokół zaczęło wirować. Duszność w klatce piersiowej nie pozwalała mi oddychać.
- Halo? Pani Speckmann... Halo? - poczułam tylko niby w oddali lekkie klepanie po policzku.

… Wtulona w jego klatkę piersiową słuchałam miarowego bicia jego serca. On palcami przeczesywał moje brązowe włosy. Co jakiś czas szeptał mi do ucha czułe słówka. Było tak pięknie, słońce chyliło się ku zachodowi, a cały Düsseldorf powoli zamierał.
- Adam? - spojrzałam w jego pełne przejęcia zielone oczy
- Tak kochanie... -
- Kochasz mnie? -
- Co to za pytanie?- energicznie podniósł się na łokciach i z pełnym wyrzutu wyrazem twarzy odrzekł
- Oczywiście, że Cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejsza, tylko Ty się liczysz. Moje serce bije tylko i wyłącznie dla Ciebie. Nigdy Cię nie opuszczę, choćby nie wiem co.
- Mój Adaś! Też Cię kocham... Najbardziej na świecie.- odparłam posyłając mu jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów. Po chwili złapał mnie za podbródek i pociągnął w swoją stronę. Złożył na moich ustach długi i namiętny pocałunek, który potwierdzał wszystko co do tej pory powiedział …
 
 Kolejny raz obudziłam się z milionami kabli na sobie, ale nie budziły już one we mnie takich obaw. Nie pamiętałam dokładnie co się stało... Nagle jak na zawołanie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Koło łóżka siedział zmartwiony Andreas.
- Królewno... Jak się czujesz? - spojrzał na mnie z troską.
- Jakby przejechał po mnie walec drogowy - puściłam oczko w jego stronę.
- Aaa... Idź ty!- roześmiał się, ale i zaraz spoważniał
- Jän... Przepraszam cię... Nie wiem co mnie ugryzło, ale musiałem to wszystko przemyśleć ... Rozumiesz? Po prostu... Nie wiem... Chyba nie powinienem... No wiesz...- jąkał się.
- Andi... No co ty, weź przestań! Wszystko rozumiem. To ja cię powinnam przepraszać, że ci nie podziękowałam za tak wspaniały wieczór, było cudownie. A to co się stało... Chciałeś mnie pocieszyć i tyle, a ja jestem ci za to bardzo wdzięczna - znów posłałam mu czarujący uśmiech.
- Skoro tak mówisz... -
- Andreas... ja nie mowie, ja to wiem. -
- Dobrze znów być przy tobie... moja księżniczko - i on wreszcie się uśmiechnął.
- Hahaha jasne... Błagam cię, tylko nie myśl już za długo, bo drugi raz tego nie zniosę - z radością znów wtuliłam się w niego.

***
( 3 dni później )

- Masz już wszystko?  - spytała Marie zgarniając ostatnie książki z półki do torby podróżnej.
- Chyba tak... - ostatni raz spojrzałam na szpitalną salę, na której leżałam przez ostatnie tygodnie.
Rany na rękach się zagoiły, a mój stan poprawił się na tyle, że doktor Duffer zgodził się przygotować mi wypis. Oczywiście na tę wiadomość Marie chciała zorganizować wielkie przyjęcie powitalne, ale jakoś udało mi się wybić jej ten pomysł z głowy. Poprzestałam tylko na odbiór mnie ze szpitala.
Andreas opuścił szpital dzień wcześniej i to z samego rana. Nawet nie zdążył się ze mną pożegnać, ale na stoliku zostawił dla mnie liścik. Przepraszał w nim, że tak uciekł bez pożegnania, ale czas go naglił a ja ponoć tak słodko spałam, że nie miał sumienia by mnie obudzić. Także i dziękował za towarzystwo podczas jego szpitalnej rekonwalescencji. Na końcu nawet znalazłam jego numer telefonu z podpisem "Dzwoń, zawsze i wszędzie". Byłam ciekawa czy oprócz tych telefonów jeszcze się zobaczymy...
Policja na jakiś czas dała mi spokój. Lekarze nie wpuścili ich już do mnie martwiąc się o mój stan zdrowia po ostatniej reakcji, a Marie orzekła, że nie pozwoli im się zbliżyć do nas dopóki nie dojdę do siebie.
Na razie nie powiedziałam jej czego chciała ode mnie policja, ale czuję że ten stan długo nie potrwa.


Tak więc, postanowiłam że jednak zamieszkam z przyjaciółką, a ona tak się przejęła tym faktem, że aż wynajęła mieszkanie w centrum Monachium, by nie tylko nie wracały do mnie bolesne wspomnienia podczas pobytu w rodzinnym mieście, ale także bym miała odpowiednie warunki ze względu na moją niepełnosprawność. Mieć taka przyjaciółkę to skarb. Cieszyłam się, że mogę na nią liczyć, ale najbardziej radował mnie fakt ze opuszczę to miejsce i zacznę żyć... żyć na nowo.

*** 

Witam was serdecznie po długiej przerwie.  Z góry przepraszam was, ale chyba zrobiłam sobie po prostu wakacje.  No ale nic... Jestem z nowym rozdziałem i to najważniejsze :) 

Jestem bardzo ciekawa waszych opinii, bo powiem wam że rozdział mi się podoba choć znów wyszło co wyszło.  Myślę, że po tytule na pewno nie spodziewałyście się takiej treści :P A co tam ... Niech jest :)

 No to czekam na wasze liczne opinie i pełne mocy i motywacji komentarze.

Dziękuję że jesteście, buziaki!