"Siedzisz sama, łykasz łzy, patrząc na okrutny świat...
Przeciw niemu tylko Ty- on nie daje żadnych szans..."
TABB & Sound'N'Grace "Możesz wszystko"
Każdego dnia człowiek zdaje sobie sprawę, że
z początku jego życie jest pasmem sukcesów, ale po jakimś czasie ta wspaniała
pasa znika. Odległe powodzenia ustępują miejsca kolejnym porażkom. I tak
wygląda nasze życie... Raz szczyt, a raz dolina. I tak każdego dnia, osiągamy
coś by zaraz potem poczuć gorzki smak porażki.
***
- Obudziłam
Cię? Wybacz, nie chciałam- przez na wpół zamknięte powieki ujrzałam sylwetkę
Marie.
- Nie coś
ty. Tak sobie odpoczywałam... - w sumie nie było to kłamstwo , ale do stu
procentowej prawdy także się nie zaliczało.
- Rozmawiałam z lekarzem... – zaczęła
- Marie proszę Cię... Wiesz już pewnie
wszystko, to po co mi jeszcze chcesz o tym przypominać? - skwitowałam
- Chciałam
tylko powiedzieć, że za kilka dni wyjdziesz ze szpitala. Pomyślałam że może...
Po tym wszystkim... Zamieszkałybyśmy razem? - Kochana Marie, nigdy się nie
poddaje. Nawet jak widzi że nie mam zamiaru jej słuchać. Tym razem wygrała.
- Potrzebny mi czas do namysłu.- odpowiedziałam.
- Jäna, wiesz przecież że nie każę ci podjąć
tej decyzji od razu. Oczywiście masz czas, ale liczę na pozytywną odpowiedź-
uśmiechnęła się serdecznie w moją stronę.
- A idź mi stąd- Zaśmiałam się. Nie wierzę.
Naprawdę nie wierzę. Pierwszy raz od wypadku zaśmiałam się... I kto się do tego
przyczynił? Moja Marie. Nagle poczułam czuły uścisk i słodkie perfumy
przyjaciółki . Marie nie wytrzymała, musiała mnie przytulić. Ale szczerze
mówiąc poczułam się lepiej.
- Dziękuję –
- Polecam się na przyszłość –
Następnego dnia obudził mnie dziwny pisk przy
czole. Jak się okazało była to pielęgniarka, która stwierdziła że 6 rano to
idealna godzina na mierzenie temperatury. Zabić tylko i nic więcej. A tak
marzyłam się porządnie wyspać.
Rozejrzałam
się w około... Deszcz głośnym echem odbijał się o metalowy parapet, piski
maszyn jak pikały kiedyś tak i pikały dzisiaj. Nic w sumie się nie zmieniło
oprócz tego że z mojej szyi zniknął kołnierz, a do mojego ciała nie było podłączonych
aż tak wiele kabli. Wszystko wydawało się być normalne ale nie było. Nagły
odgłos pioruna i wszystko wróciło. Krzyk, dźwięk tłoczonego szkła, a po chwili
cisza, krew i ból. Łzy popłynęły po moich zaczerwienionych policzkach. Znów
dotarło do mnie ze jestem sama, a szara codzienność... Dotarło do mnie że nie
potrafię stawić jej czoła.
Niespodziewanie drzwi sali otworzyły się i
ujrzałam pielęgniarki które pchały szpitalne łóżko. Ustawiły je kilka metrów od
mojego, podłączyły kroplówkę i wyszły. Bez żadnego słowa, żadnej informacji, po
prostu wyszły. Podniosłam się lekko na łokciach na tyle, na ile byłam w stanie by zobaczyć kto na nim
leży. Na łóżku był nieprzytomny młody chłopak o blond włosach i
przesympatycznym wyrazie twarzy. Usta nawet jak spał układały mu się w uśmiech,
a niesforne kosmyki włosów przysłoniły mu oczy. Wyglądał jak anioł... Kiedy tak
mu się przyglądałam miałam wrażenie, że skądś go znam, ale za żadne skarby nie
mogłam sobie przypomnieć skąd.
- Mam nadzieje, że jak się obudzi dowiem się czegoś
więcej - powiedziałam do siebie. Założyłam słuchawki i puściłam moją ulubioną
playliste.
Kilka godzin później zauważyłam że chłopak
zaczął się wiercić na łóżku. Znów mu się przyjrzałam i tym razem nasze spojrzenia się spotkały. Miał
niesamowicie piękne, niebieskie oczy które dosłownie zmroziły mi krew w żyłach.
Miały odcień lazurowej wody w oceanie. Były po prostu piękne, gdybym chciała mogłabym
w nich utonąć. W tamtej jednej chwili czas jakby się zatrzymał a ta sekunda
spojrzenia trwała wieczność.
-Cześć,
jestem Andreas, a ty? - nieśmiało przerwał tą niesamowitą chwilę.
-Jäna. Miło
mi - odpowiedziałam lekko zawstydzona.
-Ładne to
twoje imię… Co ci się stało. Czemu tu leżysz? - wstrzymałam oddech
- Nie chcę o tym rozmawiać... - szybko odwróciłam
głowę by ukryć łzy nachodzące mi do oczu.
- Hej...
Wszystko w porządku? - nie odpowiedziałam. - Ok... Jak coś jestem obok. - kątem
oka dojrzałam jak uśmiecha się do mnie pokazując swoje śliczne białe zęby.
Szkoda, że
tak zaczęła się nasza znajomość. Wiem, że nie chciał mnie urazić, ale stało
się… Jednak łzy popłynęły i nie cofnę tego. Rozmyślałam tak i kompletnie nie
wiedziałam co dalej. Niby byłam taką Jäną jak dawniej, a niestety inną. Tak
chciałam w tej chwili zapomnieć o tym wszystkim. Wypalić ogromną czarną dziurę
w głowie i nic nie pamiętać. Tak bardzo chciałabym… Ale nie dam rady… znów.
Nie miałam
siły już tak dalej żyć, bolało mnie wszystko… Nie fizycznie, lecz psychicznie.
Duchowo byłam już martwa, więc co mi tam…Wcisnęłam czerwony guzik przy łóżku.
Po chwili była już pielęgniarka.
- Coś się
stało?- lekko wystraszona wydusiła z siebie
- Nie nic.
Chciałam po prostu iść do toalety- odpowiedziałam. Zauważyłam, że Andreas
zaczął się interesować naszą rozmową i się mi przyglądać.
- Już
idziemy- przysunęła wózek inwalidzki bliżej łóżka i powoli z ogromną uwagą i
ostrożnością pomogła mi się na nim usadowić. Posmutniałam, miałam choć przez
chwilę nadzieję, ale nic… Nic nie poczułam. Przejeżdżając przez salę spojrzałam
w stronę chłopaka. Przyglądał mi się lekko zawstydzony. Nie miał pojęcia, że ze
mną jest aż tak źle kiedy próbował zagadać. Niestety jeszcze nie wiedział
większości tej historii.
Pielęgniarka
zostawiła mnie przed łazienką. Dalej jechałam sama. Mój osłabiony organizm
właśnie dopiero zdał sobie sprawę ile potrzeba wysiłku by ruszyć wózek z
miejsca. Na szczęście udało mi się dotrzeć do środka. Szybko zamknęłam drzwi i…
Wyjęłam ją z kieszonki piżamy. Małą i
błyszczącą, która zdawała się mówić „no dalej”. Jakby tylko czekała kiedy tylko
to zrobię. Ręka trzęsła mi się jak szalona, ale byłam zdeterminowana.
- Wybaczcie
mi… Ja nie mogę… Nie potrafię… Bez was to nie jest to samo…- wyszeptałam i…
Zrobiłam to. Krew zaczęła wypływać z przecięć skóry zadanych żyletką. Cięłam
jak szło. Nie myślałam co będzie dalej… Chciałam umrzeć i tylko to się liczyło
w tamtym momencie. Raniłam się dalej, coraz mocniej, coraz bardziej zaciekle. Nagle
rozległo się pukanie do drzwi. Wystraszona zaczęłam jeszcze bardziej się ranić.
Moja piżama była już mokra od krwi. Wokół mnie utworzyła się kałuża czerwonej
cieczy. W tle dawało się usłyszeć deszcz odbijający się o metalowe parapety. Co
jakiś czas niebo przecięła błyskawica. Pukanie stało się jeszcze bardziej
natarczywe, wręcz przechodziło w walenie pięścią w drzwi.
Cięłam
dalej, nie czułam bólu. W sumie nie czułam w tamtej chwili nic.
- Pani Jäno…
Proszę natychmiast otworzyć drzwi! – Słyszałam głos mojego lekarza jakby w
oddali. Wszystko powoli zachodziło mgłą. Robiło mi się niedobrze, kręciło mi
się w głowie. Kałuża krwi z każdą sekundą rosła. Czułam, że to koniec.
- Udało się!
Jestem WOLNA! – bezdźwięcznie wyszeptałam…
Potem nie było już nic. Ciemność…
***
Otworzyłam oczy i ujrzałam biały ogromny
pokój. Rozejrzałam się … Na białej kanapie siedziała mama, tata i Pascal…
Machali do mnie. Wyglądali na szczęśliwych. Wokół nich nie było żadnej krwi,
oni także nie byli ranni. Mój braciszek nie miał podartego ubrania ani
pokaleczonej głowy. Wszyscy wyglądali jak kiedyś. Spojrzałam na siebie, ale nie siedziałam na
wózku. Stałam o własnych nogach. Naprawdę stałam o własnych siłach. Najwyraźniej
ja także… Byłam taka jak kiedyś. Zrobiłam krok w ich stronę, jeden a potem
drugi. Ja szłam, naprawdę szłam.
- Czy ja
umarłam?- spytałam
- A czemu
tak myślisz skarbie?- zapytała mama
Jej uśmiech,
jak ja tęskniłam za tym jej wyrazem twarzy. Nagle podbiegł Pascal i o dziwo
mnie uściskał. Boże, a jak za nim tęskniłam… Nawet nie zdawałam sobie z tego
sprawy.
-Yyy… Stoję
o własnych siłach, widzę was i rozmawiam z wami. Wszędzie jest biało i światło…
Czy jestem w niebie?- Mama roześmiała się.
- W niebie
nie jesteś, ale do śmierci niewiele ci zabrakło. Córeczko co ty robisz, a
właściwie zrobiłaś? Chyba nie tak cię wychowaliśmy. - odezwał się tata ze swoim
charakterystycznym wyrazem twarzy kiedy się niepokoił. Lekko uniesiona brew
sugerowała jego zdenerwowanie.
- Ale jak
co? Chcę być z wami…- Łzy uwolniły się i popłynęły po moich policzkach. Mama
podeszła i otarła mi je.
- Jäna… Ty
jesteś z nami, a my z Tobą. Cały czas, nigdy cię nie zostawimy. Jeszcze tego
nie rozumiesz?- wskazała palcem na moje serce – Tutaj jesteśmy zawsze i
niezależnie od sytuacji. My nigdy cię nie zostawimy-
- Mamo, ale
to nie jest to. Ja chcę słyszeć was każdego dnia, chcę móc się przytulić i
powiedzieć jak bardzo was kocham… Chcę by było jak kiedyś-
- Możesz
mówić to każdego dnia, a jak dobrze będziesz słuchać to i nas usłyszysz. A tak
jak kiedyś… No niestety już tak nie będzie-
- Ale…-
- Nie ma
żadnego ale… Jäna masz mi obiecać, że już nigdy tego nie zrobisz. Ty musisz
żyć! Nie po to wydawałam cię na świat żebyś tak łatwo rezygnowała. Ty jesteś
Jäna Speckmann nie jakiś Sherlock Holmes, to ty córciu jesteś tak ważna i masz
żyć! To ty musisz walczyć! To ty, właśnie ty masz ruszyć na podbój świata i się
nie poddać choćby nie wiem co! To ty Jäna jesteś potrzebna Marie i innym, których
jeszcze nie znasz. Nie chcę byś to wszystko straciła. Chcę zobaczyć stąd
twojego chłopaka, twoje dzieci i wnuki. Chcę zobaczyć jak będziesz na kolejnych
randkach, twoje kolejne pocałunki, twoje zaręczyny i ślub. Chcę zobaczyć ciebie
jak wychowujesz dzieci, jak starzejesz się przy boku swojego męża. Chcę
zobaczyć jak korzystasz z życia. Jäna… Ty musisz żyć, dla nas! Dla mnie, dla
taty i dla Pascala. My zawsze będziemy z tobą! Nigdy cię nie zostawimy, a ty mi
musisz to obiecać! Obiecujesz?-
- Kocham
was… Obiecuję.- Z moich oczu teraz płynął potok łez. Pędem podbiegłam do nich i
ich przytuliłam…
- My także
cię kochamy… Najmocniej na świecie!-
***
- 27, 28,
29, 30… Odsunąć się… Uwaga! Strzelam!... -
- Jest, mamy
ją…-