Nic nie jest ważne, tak by spalać się
A jeśli musisz zdobyć którąś z twierdz.
Na skrzydłach leć, wybierz najwyższą z nich,
wybierz najwyższą z nich, tą którą jesteś ty.
TABB & Sound'N'Grace - "Twierdza"
***
Czy wspominałam wam
już kiedyś, że nikt nigdy nie mówi nam całkowitej prawdy? Tak, tak właśnie
jest. Zdarza się, że nawet osoba, która najbardziej kochamy, której najbardziej
ufamy ukrywa coś przed nami. Nie mam pojęcia czemu po tym wszystkim znów to spada
na mnie, ale cóż… Muszę się trzymać. Muszę dać radę choćby nie wiem co… W końcu
obiecałam. Obiecałam nigdy się nie poddawać i … nie ulegnę. Wiem to na pewno.
***
Znów myślami wracałam do tamtego dnia. Nie
mam najmniejszego pojęcia dlaczego...
Andreas od tamtej pory był jakiś taki cichy i zamyślony. Zupełnie jakby
to nie był on. Nie wiem co go ugryzło. Mam nadzieję że to długo nie potrwa, bo
więcej to chyba nie wytrzymam. Spojrzałam ukradkiem na sąsiednie lóżko na którym
leżał. Patrzył tępo w sufit z słuchawkami na uszach. Niespodziewanie otworzyły się
drzwi do sali, zdziwiłam się bo obchód był godzinę temu, a i nikt się nie zapowiadał
że wpadnie w odwiedziny. Andi również przerwał swoje rozmyślania i zdjął słuchawki.
Do sali weszło dwóch policjantów...
- Pani Speckmann? - spojrzeliśmy po
sobie ze zdziwieniem.
- Tak, to ja. O co cho- chodzi? - z wrażenia
aż zaczęłam się jąkać. Czego znów ode mnie chcą?!
- Starszy posterunkowy Braun i komisarz
Schuber. Mamy do pani kilka pytań. Możemy porozmawiać na osobności? - spytał
ten starszy i wyższy wskazując wzrokiem na Andreasa
- Ależ tak... Już chwila… - powoli
usadowiłam się na swoim ferarri, mimo że potrafiłam już dać sobie radę sama i
tak szło to dość mozolnie. Młodszy policjant cały czas uważnie mi się
przyglądał, ale nic nie powiedział, nawet nie raczył zaoferować pomocy.
- Możemy iść- powiedziałam kiedy byłam
już w pełni gotowa. Skierowałam wózek do świetlicy, powoli gdyż rany na rękach
nie były jeszcze w pełni zagojone i wciąż dawały o sobie znać. Było wczesne
popołudnie więc raczej o tej porze nie powinno tu być żywej duszy.
I tak jak myślałam… Świetlicę zastaliśmy
pustą.
- Pani Speckmann... Chcielibyśmy
porozmawiać o... - tu wstrzymał oddech
- O wypadku - dokończył za niego młodszy
kolega.
Schowałam twarz w
dłoniach. Chcieliby rozmawiać o wypadku... Niewiarygodne… Czy oni nie rozumieją,
że to boli? Że nie tak prosto jest o tym myśleć, a co dopiero rozmawiać? Boże,
czego Ty jeszcze nie wymyślisz...
- Czy wszystko w porządku ? -
- Słucham... - rzuciłam oschle jednocześnie
ocierając maleńką łzę.
Spojrzeli po sobie i posterunkowy szybko
wyciągnął notes.
- W takim razie zadam pani kilka pytań.
Jeśli nie będzie w stanie pani na któreś odpowiedzieć proszę dać nam znać. Postaramy
się zrozumieć pani sytuację... Przejdę do rzeczy. Czy zna pani Adama
Hannawalda? –zaczął komisarz
- Tak-
- Można prosić o coś więcej? -
- Byliśmy parą przez dwa lata. Kochałam
go... Ale on... -
- Ale on co?- spytał z zaciekawieniem
posterunkowy znad notesu
- Zerwał ze mną w dniu wypadku. Wysłał
mi sms’a, że to koniec. Od tamtej pory nie miałam od niego żadnych wiadomości -
przed oczami stanął mi obraz sms’a na ekranie smartfona.
- A czy wie pani dlaczego z panią
zerwał? Czy coś ważnego wydarzyło się przed wypadkiem? - kontynuował wąsaty
komisarz.
- Raczej nic ważnego... – chyba nic…
- Po prostu pokłóciliśmy się o mój wyjazd. Miałam z nim
lecieć w Alpy, ale rodzice tak bardzo mnie prosili bym z nimi spędziła te kilka
dni no i nie mogłam im odmówić. Adam był bardzo zły z tego powodu, nie dość że
z nim nie chciałam lecieć to jeszcze miałam spędzić weekend w Beelitz, gdzie
jak Adam dobrze wiedział mieszkał chłopak z którym kiedyś tworzyłam parę,
jeszcze za czasów liceum. Nie chciał bym jechała, ale ja mu nie uległam. –
- O mało nie doszło do rękoczynów, gdyż
Adam należy do osób bardzo porywczych i chorobliwie zazdrosnych. - zaraz przypomniała
mi się nasza ostatnia, ostra kłótnia. Ja stojąca w gotowości na jego ruch, a on
z tasakiem w dłoni wymierzonym w moją stronę. Ooo tak... Była z nas cudowna
para...
- Rozumiem... A czy coś działo się przed
wyjazdem? No nie wiem np. z samochodem? Kto prowadził?-
- Co pan sugeruje...? - dość dziwnie brzmiały
słowa komisarza. Adam, coś z autem, kto prowadził... O co mu chodzi? Co on wie,
a czego ja nie?
- Nic, ja tylko pytam... Proszę
odpowiadać na pytania. - zgasił mnie, ale wiedziałam że coś jednak ukrywa.
Widać to było w jego oczach.
- Nie, z autem było wszystko w porządku
tym bardziej że tata... - zacięłam się na moment. Smakowałam to słowo przez
dłuższą chwilę. Tata... Boże, jak ja dawno nie wypowiadałam tego słowa.
- Tak?
- Tata przed wyjazdem wykonał przegląd
na stacji i wszystko było w porządku. Ogółem to ja miałam prowadzić, taki był
pierwotny plan, ale rano nie czułam się zbyt dobrze i rodzice postanowili że ja
odpadam. Padło więc na ojca...
- Ach tak... A czy pan Adam wiedział, że
to akurat pani miała prowadzić? - zamyślony komisarz zaczął męczyć wąsa.
- Czy może mi pan wreszcie powiedzieć o
co w tym wszystkim chodzi !- krzyknęłam zdenerwowana
- No dobrze... Chodzi o to, że śledczy
dokonali szczegółowych oględzin samochodu i ... Jeleń to nie była główna
przyczyna wypadku.-
- Tak...? - ostatnie słowa zadziwiająco
przykuły moją uwagę. Przecież przez tego jelenia moja rodzina nie żyje! Więc
jakim cudem nagle zwierzę jest niewinne.
- Nasi ludzie znaleźli w nim ślady
pewnej ingerencji człowieka. To znaczy przewody hamulcowe były ponacinane,
kwestią czasu było jakieś zderzenie czy coś podobnego. Ale tutaj jeleń, przepraszam za wyrażenie...
Załatwił sprawę- spojrzał na mnie z troską.
- Sądzimy iż pan Adam Hannawald miał z
tym coś wspólnego... Na wraku zabezpieczyliśmy odciski palców, ale nie mamy ich
w bazie, a pan Hannawald najprawdopodobniej w dniu wypadku, po zerwaniu z panią
uciekł za granicę. Jest on głównym podejrzanym w tej sprawie. Teraz zostaje nam
tylko go złapać, przesłuchać i porównać dowody, i jeśli to się okaże prawdą,
postawić przed sądem z zarzutem usiłowania zabójstwa-
- O Boże... - nagle zrobiło mi się ciemno
przed oczami, wszystko wokół zaczęło wirować. Duszność w klatce piersiowej nie
pozwalała mi oddychać.
- Halo? Pani Speckmann... Halo? - poczułam
tylko niby w oddali lekkie klepanie po policzku.
… Wtulona w jego klatkę piersiową
słuchałam miarowego bicia jego serca. On palcami przeczesywał moje brązowe
włosy. Co jakiś czas szeptał mi do ucha czułe słówka. Było tak pięknie, słońce
chyliło się ku zachodowi, a cały Düsseldorf
powoli zamierał.
-
Adam? - spojrzałam w jego pełne przejęcia zielone oczy
- Tak
kochanie... -
- Kochasz
mnie? -
- Co
to za pytanie?- energicznie podniósł się na łokciach i z pełnym wyrzutu wyrazem
twarzy odrzekł
-
Oczywiście, że Cię kocham. Jesteś dla mnie najważniejsza, tylko Ty się liczysz.
Moje serce bije tylko i wyłącznie dla Ciebie. Nigdy Cię nie opuszczę, choćby
nie wiem co.
-
Mój Adaś! Też Cię kocham... Najbardziej na świecie.- odparłam posyłając mu
jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów. Po chwili złapał mnie za podbródek i pociągnął
w swoją stronę. Złożył na moich ustach długi i namiętny pocałunek, który
potwierdzał wszystko co do tej pory powiedział …
Kolejny raz obudziłam się z milionami kabli na
sobie, ale nie budziły już one we mnie takich obaw. Nie pamiętałam dokładnie co
się stało... Nagle jak na zawołanie na mojej twarzy pojawił się szeroki
uśmiech. Koło łóżka siedział zmartwiony Andreas.
- Królewno... Jak się czujesz? - spojrzał na mnie z troską.
- Jakby przejechał po mnie walec drogowy
- puściłam oczko w jego stronę.
- Aaa... Idź ty!- roześmiał się, ale i
zaraz spoważniał
- Jän...
Przepraszam cię... Nie wiem co mnie ugryzło, ale musiałem to wszystko przemyśleć
... Rozumiesz? Po prostu... Nie wiem... Chyba nie powinienem... No wiesz...-
jąkał się.
- Andi... No co ty, weź przestań!
Wszystko rozumiem. To ja cię powinnam przepraszać, że ci nie podziękowałam za
tak wspaniały wieczór, było cudownie. A to co się stało... Chciałeś mnie
pocieszyć i tyle, a ja jestem ci za to bardzo wdzięczna - znów posłałam mu
czarujący uśmiech.
- Skoro tak mówisz... -
- Andreas... ja nie mowie, ja to wiem. -
- Dobrze znów być przy tobie... moja księżniczko
- i on wreszcie się uśmiechnął.
- Hahaha jasne... Błagam cię, tylko nie
myśl już za długo, bo drugi raz tego nie zniosę - z radością znów wtuliłam się
w niego.
***
( 3 dni później )
- Masz już wszystko? - spytała Marie zgarniając ostatnie książki z
półki do torby podróżnej.
- Chyba tak... - ostatni raz spojrzałam
na szpitalną salę, na której leżałam przez ostatnie tygodnie.
Rany na rękach się zagoiły, a mój stan
poprawił się na tyle, że doktor Duffer zgodził się przygotować mi wypis.
Oczywiście na tę wiadomość Marie chciała zorganizować wielkie przyjęcie
powitalne, ale jakoś udało mi się wybić jej ten pomysł z głowy. Poprzestałam
tylko na odbiór mnie ze szpitala.
Andreas opuścił
szpital dzień wcześniej i to z samego rana. Nawet nie zdążył się ze mną
pożegnać, ale na stoliku zostawił dla mnie liścik. Przepraszał w nim, że tak
uciekł bez pożegnania, ale czas go naglił a ja ponoć tak słodko spałam, że nie
miał sumienia by mnie obudzić. Także i dziękował za towarzystwo podczas jego
szpitalnej rekonwalescencji. Na końcu nawet znalazłam jego numer telefonu z
podpisem "Dzwoń, zawsze i wszędzie". Byłam ciekawa czy oprócz tych
telefonów jeszcze się zobaczymy...
Policja na jakiś czas
dała mi spokój. Lekarze nie wpuścili ich już do mnie martwiąc się o mój stan
zdrowia po ostatniej reakcji, a Marie orzekła, że nie pozwoli im się zbliżyć do
nas dopóki nie dojdę do siebie.
Na razie nie
powiedziałam jej czego chciała ode mnie policja, ale czuję że ten stan długo
nie potrwa.
Tak więc,
postanowiłam że jednak zamieszkam z przyjaciółką, a ona tak się przejęła tym
faktem, że aż wynajęła mieszkanie w centrum Monachium, by nie tylko nie wracały
do mnie bolesne wspomnienia podczas pobytu w rodzinnym mieście, ale także bym
miała odpowiednie warunki ze względu na moją niepełnosprawność. Mieć taka
przyjaciółkę to skarb. Cieszyłam się, że mogę na nią liczyć, ale najbardziej
radował mnie fakt ze opuszczę to miejsce i zacznę żyć... żyć na nowo.
***