" I've never thought I need anybody like him.
I feel like he's everything what I ever wanted. "
Taylor Swift - White Horse
***
Każdego dnia próbujemy być szczęśliwi.
Każdego dnia uśmiechamy się z nadzieja ze i ktoś do nas się uśmiechnie. Czasem
wychodzi nam to a dobre ale nie zawsze jest to aż tak wspaniale rozwiązanie.
Lecz moim zdaniem uśmiech to jedna z najpiękniejszych umiejętności jaką Bóg nas
obdarzył. Za pomocą uśmiechu wyrażamy uczucia które tak trudno opisać słowami,
okazujemy emocje które w danej chwili nami targają. Uśmiech to rzecz która
nigdy nie przestanie mnie zadziwiać...
***
-Andi, gdzie
ty mnie prowadzisz? – spytałam z lekkim wyrzutem
- Ale ty
jesteś niecierpliwa. Już, chwilka. – odrzekł
- Chwilka…
To samo mówiłeś kilka minut temu- no i kolejny wyrzut z mojej strony
- Boże,
kobieto! Czy ty naprawdę chwili z zamkniętymi oczami wytrzymać nie możesz?-
roześmiał się
Nagle
zorientowałam się że stoimy, Andreas podszedł i odwiązał chustkę mówiąc:
- Proszę
panno niecierpliwa –
Widok jaki
ujrzałam, a raczej to co zobaczyłam zaskoczyło mnie a jednocześnie uradowało.
Znajdowaliśmy się w parku nieopodal szpitala. Tak myślałam, że jesteśmy na
zewnątrz bo w szpitalu takim chłodem nie wieje. Pod wielkim dębem leżał duży,
ciepły koc a na nim kosz wiklinowy i rożnego rodzaju przekąski. W rogach koca i
nie tylko znajdowały się rozpalone na całego pochodnie. One nie tylko dawały światło,
ale także wprowadzały pewien nastrój. Oprócz tego wszystkiego na kocu leżało
mnóstwo poduszek wszelkich rozmiarów. Zastanawiałam się po co, gdyż trochę mnie
to zdziwiło, ale jak się później okazało one były przeznaczone dla mnie.
- I jak? -
spytał zaciekawiony chłopak
- Andreas ty
jesteś niemożliwy! - wykrzyczałam
- Jaki tam
niemożliwy? Po prostu zwyczajny, prosty chłopak, który chciał uradować
koleżankę z sali... No wiesz, chciałem po prostu żeby było milo. Od rana wydzwaniałem
do kumpli, którzy pomogli mi to wszystko jakoś ogarnąć. W końcu nie codziennie obchodzi się 24 urodziny-
zaśmiał się
- To dla
tego nie odbierałeś przy mnie telefonów, dlatego chodziłeś cały czas z głową w
chmurach. Teraz rozumiem-
-Yhm… Tobie
nic nie umknie prawda?-
- Ale
naprawdę to wszystko robiłeś dla mnie? Jest fantastycznie! Yyy…Urodziny...?
Jakie urodziny? Skąd wiedziałeś? -
- Twoja
przyjaciółka. Czekaj, jak ona miała... Marie tak? -
-Można było się
tego domyślić- skwitowałam
-No już nie
gniewaj się na nią. Ciesz się chwilą i prawie zapomniałem… Wszystkiego
najlepszego!- uśmiechnął się słodko.
-
Dziękuję... Za wszystko. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Jesteś
kochany. - złapałam go za kołnierzyk koszuli i pociągnęłam w dół by się nachylił.
Kiedy to zrobił cmoknęłam go w policzek. Zdziwił się lekko ale nic nie
powiedział. Znów po prostu się uśmiechnął.
Podjechał wózkiem pod sam koc i bez żadnego
uprzedzenia wziął mnie na ręce... Na
szczęście nie jestem aż tak ciężka. Ułożył mnie na poduszkach tak by było mi
wygodnie i usiadł na przeciw mnie. Z kosza wyciągnął zestaw do fondue i zabrał się
za jego przygotowywanie. Szczerze mówiąc nie pomyślałam ze Andi może być aż tak
pomysłowy i tak wspaniale umilić mi ten trudny czas spędzony w szpitalu. Odkąd
zajął miejsce obok mnie na OIOMie było mi jakoś łatwiej. Nie myślałam tak dużo
o tym co się wydarzyło, bardziej żyłam chwilą, tym co działo się w danym
momencie. Nawet przyłapywałam się na ukradkowym spoglądaniu na Andreasa. Dzięki
niemu już dawno zapomniałam o Adamie a ból po stracie bliskich zelżał, choć to
wcale nie znaczyło, że nie było mi ciężko.
- Mam tu
jeszcze coś dla ciebie. - powiedział podając mi nieduże pudełko owinięte
czerwona wstążką.
Szybko zabrałam
się za rozpakowywanie tak już leży w mojej naturze, że nic nie zostawiam na
później. W środku ujrzałam śliczną bransoletkę z koralikami w różnych
odcieniach błękitu oraz z małą złotą czterolistna koniczynką na której widniał
napis "Carpe Diem". Szczerze mówiąc wzruszyłam się. Jeszcze nigdy nie
dostałam czegoś aż tak pięknego. Nawet od Adama...
Siedzieliśmy na kocu, jeśli moją pozę można było nazwać siedzeniem.
Bardziej bym nazwała to jakimś pół leżeniem. No dobra, powiedzmy że
siedzieliśmy i patrzeliśmy w gwiazdy, których na niebie było coraz to więcej.
Powietrze było lekkie i chłodne, tak że nie raz przeszedł mi dreszcz po plecach.
Nic nie mówiliśmy. Nie czuliśmy oboje takiej potrzeby. Było dobrze tak jak
było. Wtedy nagle coś mnie tknęło i… zaczęłam.
- Andi, chcę
ci coś powiedzieć… Po prostu muszę… Już tak dłużej nie mogę- chłopak spojrzał
na mnie z zaciekawieniem
- Co takiego
Jän?- ostatnio zaczął używać zdrobnień mojego imienia i to najwyraźniej
najbardziej mu się spodobało, a mi w sumie to nie przeszkadzało.
- Bo
patrzysz tak na mnie już od jakiegoś czasu, no wiesz, że ten wózek, ta próba i
tak dalej… Po prostu myślę, a raczej czuję, że należą się tobie jakieś
wyjaśnienia tym bardziej, że tyle dla mnie robisz.-
- Wiesz, że
nie musisz- spojrzał na mnie z troską
- Wiem… Ale
chcę-
- To mów, ja
słucham…-
- Jeszcze
przed dwoma tygodniami miałam szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Miałam
rodziców Karoline i Niklasa oraz mojego małego braciszka Pascala. Kochałam ich
nad życie mimo iż nie raz nie było łatwo z nimi wytrzymać. No ale rodzina to
jednak rodzina. Wszystko było takie piękne, tak kolorowe i nagle bum… Zostałam
sama- łzy zaczęły powoli wypływać, a ja próbowałam kontynuować pociągając
nosem.
Andreas
szybko zareagował i podał mi chusteczkę.
- Dziękuję.
– zebrałam się w garść – 26 czerwca rodzice postanowili, że pojedziemy całą
rodziną do krewnych pod Berlinem. Mieszkaliśmy pod Monachium więc to kawał
drogi. Było ładnie i słonecznie a do tego gorąco. Droga nie była jakaś
szczególna…- przerwałam by po raz kolejny wydmuchać nos.
- Wszystko
szło zgodnie z planem, kiedy dostałam chamskiego sms’a od chłopaka, że ze mną
zrywa…-
- Że co?! –
Andi aż zakrztusił się sokiem, który właśnie pił
- No tak,
dostałam sms’a że to koniec, że mamy o sobie zapomnieć, że nie da rady tak
dłużej edc. Mimo iż byliśmy ze sobą dwa lata-
- Gnojek…- Wyszeptał
- Co?-
- Nie nic,
kontynuuj-
- Pamiętam,
że do celu podróży mieliśmy ok. 30 km. Mama z bratem nie mieli zapiętych pasów
po przeprawie promem. Grało radio, było radośnie kiedy nagle na drogę wyskoczył
ogromny jeleń…- Przed oczami jak żywy stanął mi ten widok. Jednak wcale nie tak
łatwo jest się pozbyć bolesnych wspomnień.
- Tata
próbował odbić, ale jechał za szybko. Auto zaczęło dachować wpadając w las.
Zatrzymało się dopiero na dużym dębie kilkanaście metrów od drogi. Kiedy się
rozejrzałam wszędzie było szkło… Tata ze zmasakrowaną głową i ręką… Mama na
masce samochodu cała we krwi nie oddychała… I brat… wciśnięty pod siedzenie z
zranioną mocno głową i głębokimi ranami na całym ciele. Na koniec ja cała
zakrwawiona, nie mogąca poruszyć nogami… Rodzice nie przeżyli, mój ośmioletni
braciszek także… Zostałam sama jak palec- wstrzymałam oddech- Tak, tak to
właśnie wyglądało… I oto jestem… Teraz już wiesz…
- Boże Jäna…
Naprawdę… Współczuję ci najmocniej, ale słowa raczej na wiele się zdadzą-
próbował otrząsnąć się z szoku jak ja wtedy kiedy to usłyszałam.
Łzy nadal płynęły mi po twarzy, chusteczka
była cała mokra. Było mi lżej, że z kimś się podzieliłam tym ciężarem, ale
nadal ciężko. Zamknęłam oczy i nagle poczułam mocny uścisk chłopaka. Przytulał
mnie tak czule próbując pocieszyć. Kilka chwil później ujął moją twarz w dłonie
i zbliżył się do mnie. Czułam jego oddech na swojej twarzy, czułam jego perfumy
i wtedy, właśnie wtedy doznałam tego. Spojrzałam mu w oczy, te piękne
niebieskie oczy w których mogłabym utonąć i… Nasze usta się spotkały. Jego
wargi były chłodne i słodkie. Jego język pieścił moje usta tak iż przyprawiał
mnie o dreszcze. Nasze ciała drżały z przejęcia i uczucia które w tej chwili
nami zawładnęło. Nie wiem czemu ale chciałam by ta chwila trwała wiecznie.
Całował mnie namiętnie, a ja mu na to pozwalałam. Potrzebowałam jego bliskości,
jego ciepła właśnie w tej chwili i on to wiedział. Nagle oderwaliśmy się od
siebie by zaczerpnąć tchu. Spojrzałam ponownie w jego oczy, które tylko się
śmiały. Musnęłam jego usta kolejny raz w krótkim niewinnym pocałunku i wtuliłam
się w jego ciało. Przy nim czułam się bezpiecznie. Bezpiecznie jak przy nikim
innym…
***
Witam Was kochane z kolejnym rozdziałem. Szczerze powiedziawszy miał wyglądać inaczej, aż jestem zła na siebie co mi tu wyszło ale jak już był pomysł to musiałam go wykorzystać. Mam nadzieję, że się podoba i znów przepraszam że musiałyście tyle czekać. Mam nadzieję że wy takie nie będziecie i już za chwilkę zobaczę wasze komentarze :)
Buziaki :**
***
Każdego dnia próbujemy być szczęśliwi.
Każdego dnia uśmiechamy się z nadzieja ze i ktoś do nas się uśmiechnie. Czasem
wychodzi nam to a dobre ale nie zawsze jest to aż tak wspaniale rozwiązanie.
Lecz moim zdaniem uśmiech to jedna z najpiękniejszych umiejętności jaką Bóg nas
obdarzył. Za pomocą uśmiechu wyrażamy uczucia które tak trudno opisać słowami,
okazujemy emocje które w danej chwili nami targają. Uśmiech to rzecz która
nigdy nie przestanie mnie zadziwiać...
***
-Andi, gdzie
ty mnie prowadzisz? – spytałam z lekkim wyrzutem
- Ale ty
jesteś niecierpliwa. Już, chwilka. – odrzekł
- Chwilka…
To samo mówiłeś kilka minut temu- no i kolejny wyrzut z mojej strony
- Boże,
kobieto! Czy ty naprawdę chwili z zamkniętymi oczami wytrzymać nie możesz?-
roześmiał się
Nagle
zorientowałam się że stoimy, Andreas podszedł i odwiązał chustkę mówiąc:
- Proszę
panno niecierpliwa –
Widok jaki
ujrzałam, a raczej to co zobaczyłam zaskoczyło mnie a jednocześnie uradowało.
Znajdowaliśmy się w parku nieopodal szpitala. Tak myślałam, że jesteśmy na
zewnątrz bo w szpitalu takim chłodem nie wieje. Pod wielkim dębem leżał duży,
ciepły koc a na nim kosz wiklinowy i rożnego rodzaju przekąski. W rogach koca i
nie tylko znajdowały się rozpalone na całego pochodnie. One nie tylko dawały światło,
ale także wprowadzały pewien nastrój. Oprócz tego wszystkiego na kocu leżało
mnóstwo poduszek wszelkich rozmiarów. Zastanawiałam się po co, gdyż trochę mnie
to zdziwiło, ale jak się później okazało one były przeznaczone dla mnie.
- I jak? -
spytał zaciekawiony chłopak
- Andreas ty
jesteś niemożliwy! - wykrzyczałam
- Jaki tam
niemożliwy? Po prostu zwyczajny, prosty chłopak, który chciał uradować
koleżankę z sali... No wiesz, chciałem po prostu żeby było milo. Od rana wydzwaniałem
do kumpli, którzy pomogli mi to wszystko jakoś ogarnąć. W końcu nie codziennie obchodzi się 24 urodziny-
zaśmiał się
- To dla
tego nie odbierałeś przy mnie telefonów, dlatego chodziłeś cały czas z głową w
chmurach. Teraz rozumiem-
-Yhm… Tobie
nic nie umknie prawda?-
- Ale
naprawdę to wszystko robiłeś dla mnie? Jest fantastycznie! Yyy…Urodziny...?
Jakie urodziny? Skąd wiedziałeś? -
- Twoja
przyjaciółka. Czekaj, jak ona miała... Marie tak? -
-Można było się
tego domyślić- skwitowałam
-No już nie
gniewaj się na nią. Ciesz się chwilą i prawie zapomniałem… Wszystkiego
najlepszego!- uśmiechnął się słodko.
-
Dziękuję... Za wszystko. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Jesteś
kochany. - złapałam go za kołnierzyk koszuli i pociągnęłam w dół by się nachylił.
Kiedy to zrobił cmoknęłam go w policzek. Zdziwił się lekko ale nic nie
powiedział. Znów po prostu się uśmiechnął.
Podjechał wózkiem pod sam koc i bez żadnego
uprzedzenia wziął mnie na ręce... Na
szczęście nie jestem aż tak ciężka. Ułożył mnie na poduszkach tak by było mi
wygodnie i usiadł na przeciw mnie. Z kosza wyciągnął zestaw do fondue i zabrał się
za jego przygotowywanie. Szczerze mówiąc nie pomyślałam ze Andi może być aż tak
pomysłowy i tak wspaniale umilić mi ten trudny czas spędzony w szpitalu. Odkąd
zajął miejsce obok mnie na OIOMie było mi jakoś łatwiej. Nie myślałam tak dużo
o tym co się wydarzyło, bardziej żyłam chwilą, tym co działo się w danym
momencie. Nawet przyłapywałam się na ukradkowym spoglądaniu na Andreasa. Dzięki
niemu już dawno zapomniałam o Adamie a ból po stracie bliskich zelżał, choć to
wcale nie znaczyło, że nie było mi ciężko.
- Mam tu
jeszcze coś dla ciebie. - powiedział podając mi nieduże pudełko owinięte
czerwona wstążką.
Szybko zabrałam
się za rozpakowywanie tak już leży w mojej naturze, że nic nie zostawiam na
później. W środku ujrzałam śliczną bransoletkę z koralikami w różnych
odcieniach błękitu oraz z małą złotą czterolistna koniczynką na której widniał
napis "Carpe Diem". Szczerze mówiąc wzruszyłam się. Jeszcze nigdy nie
dostałam czegoś aż tak pięknego. Nawet od Adama...
Siedzieliśmy na kocu, jeśli moją pozę można było nazwać siedzeniem.
Bardziej bym nazwała to jakimś pół leżeniem. No dobra, powiedzmy że
siedzieliśmy i patrzeliśmy w gwiazdy, których na niebie było coraz to więcej.
Powietrze było lekkie i chłodne, tak że nie raz przeszedł mi dreszcz po plecach.
Nic nie mówiliśmy. Nie czuliśmy oboje takiej potrzeby. Było dobrze tak jak
było. Wtedy nagle coś mnie tknęło i… zaczęłam.
- Andi, chcę
ci coś powiedzieć… Po prostu muszę… Już tak dłużej nie mogę- chłopak spojrzał
na mnie z zaciekawieniem
- Co takiego
Jän?- ostatnio zaczął używać zdrobnień mojego imienia i to najwyraźniej
najbardziej mu się spodobało, a mi w sumie to nie przeszkadzało.
- Bo
patrzysz tak na mnie już od jakiegoś czasu, no wiesz, że ten wózek, ta próba i
tak dalej… Po prostu myślę, a raczej czuję, że należą się tobie jakieś
wyjaśnienia tym bardziej, że tyle dla mnie robisz.-
- Wiesz, że
nie musisz- spojrzał na mnie z troską
- Wiem… Ale
chcę-
- To mów, ja
słucham…-
- Jeszcze
przed dwoma tygodniami miałam szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Miałam
rodziców Karoline i Niklasa oraz mojego małego braciszka Pascala. Kochałam ich
nad życie mimo iż nie raz nie było łatwo z nimi wytrzymać. No ale rodzina to
jednak rodzina. Wszystko było takie piękne, tak kolorowe i nagle bum… Zostałam
sama- łzy zaczęły powoli wypływać, a ja próbowałam kontynuować pociągając
nosem.
Andreas
szybko zareagował i podał mi chusteczkę.
- Dziękuję.
– zebrałam się w garść – 26 czerwca rodzice postanowili, że pojedziemy całą
rodziną do krewnych pod Berlinem. Mieszkaliśmy pod Monachium więc to kawał
drogi. Było ładnie i słonecznie a do tego gorąco. Droga nie była jakaś
szczególna…- przerwałam by po raz kolejny wydmuchać nos.
- Wszystko
szło zgodnie z planem, kiedy dostałam chamskiego sms’a od chłopaka, że ze mną
zrywa…-
- Że co?! –
Andi aż zakrztusił się sokiem, który właśnie pił
- No tak,
dostałam sms’a że to koniec, że mamy o sobie zapomnieć, że nie da rady tak
dłużej edc. Mimo iż byliśmy ze sobą dwa lata-
- Gnojek…- Wyszeptał
- Co?-
- Nie nic,
kontynuuj-
- Pamiętam,
że do celu podróży mieliśmy ok. 30 km. Mama z bratem nie mieli zapiętych pasów
po przeprawie promem. Grało radio, było radośnie kiedy nagle na drogę wyskoczył
ogromny jeleń…- Przed oczami jak żywy stanął mi ten widok. Jednak wcale nie tak
łatwo jest się pozbyć bolesnych wspomnień.
- Tata
próbował odbić, ale jechał za szybko. Auto zaczęło dachować wpadając w las.
Zatrzymało się dopiero na dużym dębie kilkanaście metrów od drogi. Kiedy się
rozejrzałam wszędzie było szkło… Tata ze zmasakrowaną głową i ręką… Mama na
masce samochodu cała we krwi nie oddychała… I brat… wciśnięty pod siedzenie z
zranioną mocno głową i głębokimi ranami na całym ciele. Na koniec ja cała
zakrwawiona, nie mogąca poruszyć nogami… Rodzice nie przeżyli, mój ośmioletni
braciszek także… Zostałam sama jak palec- wstrzymałam oddech- Tak, tak to
właśnie wyglądało… I oto jestem… Teraz już wiesz…
- Boże Jäna…
Naprawdę… Współczuję ci najmocniej, ale słowa raczej na wiele się zdadzą-
próbował otrząsnąć się z szoku jak ja wtedy kiedy to usłyszałam.
Łzy nadal płynęły mi po twarzy, chusteczka
była cała mokra. Było mi lżej, że z kimś się podzieliłam tym ciężarem, ale
nadal ciężko. Zamknęłam oczy i nagle poczułam mocny uścisk chłopaka. Przytulał
mnie tak czule próbując pocieszyć. Kilka chwil później ujął moją twarz w dłonie
i zbliżył się do mnie. Czułam jego oddech na swojej twarzy, czułam jego perfumy
i wtedy, właśnie wtedy doznałam tego. Spojrzałam mu w oczy, te piękne
niebieskie oczy w których mogłabym utonąć i… Nasze usta się spotkały. Jego
wargi były chłodne i słodkie. Jego język pieścił moje usta tak iż przyprawiał
mnie o dreszcze. Nasze ciała drżały z przejęcia i uczucia które w tej chwili
nami zawładnęło. Nie wiem czemu ale chciałam by ta chwila trwała wiecznie.
Całował mnie namiętnie, a ja mu na to pozwalałam. Potrzebowałam jego bliskości,
jego ciepła właśnie w tej chwili i on to wiedział. Nagle oderwaliśmy się od
siebie by zaczerpnąć tchu. Spojrzałam ponownie w jego oczy, które tylko się
śmiały. Musnęłam jego usta kolejny raz w krótkim niewinnym pocałunku i wtuliłam
się w jego ciało. Przy nim czułam się bezpiecznie. Bezpiecznie jak przy nikim
innym…