" When you call on me
When I hear you breathe
I feel that I'm alive "
Celine Dion- I'm alive
***
Chciałam umrzeć.
Naprawdę… Nie wyszło. Chciałam być z nimi. Byłam, przez kilka marnych minut,
ale te kilka marnych minut można powiedzieć zmieniło moje podejście do życia.
Nigdy nie zapomnę tego co widziałam ani co słyszałam. To była chyba najpiękniejsza
chwila mojego życia. Głupiego życia. I mogą mi ludzie mówić, że to nie jest
realne, że to był tylko wytwór mojego mózgu. Nie uwierzę… Ja wiem co widziałam
i głupią się nie dam zrobić, a teraz biorę się za moje życie. Tak życie, bo mam
dla kogo żyć. Obiecałam…
***
-Czy ty do
cholery jesteś poważna?! Czy wiesz co ja przeżyłam jak się dowiedziałam?! Czy
ty masz pojęcie co ty chciałaś zrobić?!- Zdenerwowana krzyczała jak opętana.
-Marie,
przepraszam… Wybacz- wydusiłam
-Jak ja mam
to ci wybaczyć? To ja przychodzę do ciebie, martwię się, proponuję ci
mieszkanie razem by było ci lżej a ty mi takie cyrki odstawiasz?-
-Ale ja… Ja
naprawdę…- zaczęłam się jąkać, a łzy wolnym tempem staczały się po mojej twarzy
-Boże, tylko
mi tu nie płacz. To ja powinnam ryczeć, że chciałaś mnie zostawić! A zresztą…
Czy ty naprawdę myślałaś, że ode mnie tak łatwo jest się uwolnić?- w końcu się
do mnie uśmiechnęła
-Jak widać
nie… Ale Marie, uwierz mi, ja… Naprawdę już nie dawałam rady- Przerwałam
- Jeszcze
ten Andreas…- zacięłam się i spojrzałam w lewo.
Patrzył się
na mnie uważnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Tym razem nie mogłam wytrzymać
jego spojrzenia, nie po tym co zrobiłam. Lecz on nie patrzył na mnie, jaki inni
po tym co się stało. Jego oczy jakby zdawały się mówić „Postaram Ci się pomóc”.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, czy mu zaufać, ale coś mi podpowiadało, że to nie
jest zwykły chłopak o blond włosach i niebieskich oczach.
-Dobra,
nieważne… Co było, to było. Ale musisz mi coś obiecać?-
- Co
takiego?- no nie znów obietnice. Ile tego?
-Obiecaj mi,
że już nigdy więcej nie targniesz się na swoje życie! Obiecaj mi, że będziesz
walczyć choćby nie wiem co!- ostatnie słowa wypowiedziała z powagą sędziny
-Hmm… Ok.
Obiecuję- z trudem wypuściłam powietrze.
Nie
wiedziałam czy czasem jeszcze kiedyś nie będę w tak beznadziejnej sytuacji. Mam
nadzieję, że nie. W końcu teraz może być już tylko lepiej.
Siedziałam na wózku i patrzyłam przez okno.
Widziałam radosne dzieci biegające po trawniku. Jeden z chłopców przypominał
Pascala. Miał tak samo roześmiane zielone oczy i pukle ciemnych włosów. Otarłam
szybkim ruchem dłoni łzy napływające do oczu.
- Masz może
ochotę na pomarańczę?- przerwał moje rozmyślania Andreas
-Wiesz co…
Chętnie- uśmiechnęłam się do niego.
Z trudem
podjechałam do jego łóżka ze względu na pokaleczone ręce. Siedział po turecku
na łóżku i ciepło się do mnie uśmiechał. W wyciągniętej ręce trzymał mały
talerzyk z obraną i podzieloną na cząstki pomarańczą.
- Dziękuję-
- Nie ma za
co. Jak chcesz może pogadamy, będzie trochę lżej…- zaczął niepewnie bacznie
lustrując mnie wzrokiem i wyczekując odpowiedzi.
- Wiesz… Ja
nie za bardzo chcę o tym gadać, wybacz… Ale może ty powiedz coś o sobie-
odpowiedziałam.
Jeszcze nie
byłam gotowa na taką rozmowę.
- No ok…
Kurczę tylko nie wiem od czego zacząć- roześmiał się
- Może
najprościej… Od początku- odwzajemniłam uśmiech
Podczas
naszej rozmowy dowiedziałam się o nim dużo ciekawych rzeczy i przekonałam się,
że to naprawdę mądry i sympatyczny chłopak. Szczerze mówiąc bardzo go
polubiłam, a dzięki rozmowie czułam się w jego towarzystwie i nie tylko jakoś lżej. Niespodziewanie moje
rozmyślanie przerwała informacja, że obecnie trenuje skoki narciarskie i nazywa
się Wellinger. Bum! Spadło jak grom z jasnego nieba wspomnienie.
- Oglądałaś
wczoraj skoki narciarskie?-
- Marie,
przecież wiesz że takie rzeczy mnie nie interesują. Sport w ogóle jest jakiś
bezsensu…-
- A biegać
to biegasz! Wiesz ja cię czasem nie rozumiem… Ale ci mówię jaki przystojniak
wygrał wczoraj zawody… Patrz. Mam tu zdjęcie!- wygłosiła przemowę i pokazała mi
ekran smartfona
- No dobra,
muszę ci rację przyznać… Naprawdę przystojniak- uśmiechnęłam się spoglądając na
ekran
- A jego
imię… Miód w moich uszach- zamyśliła się
- No dawaj!-
- Andreas
Wellinger…-
- Słuchasz
mnie? Ziemia do Jäny!-
- Yyy… Co?
Tak, tak słucham- szybko odpowiedziałam
- No chyba
jakoś nie bardzo- zaśmiał się anielsko
- Nie po
prostu… Jak przywieźli cię na tą salę, widząc cię pierwszy raz byłam pewna że
skądś cię znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. I teraz nagle mnie
oświeciło. Moja kumpela jest twoją fanką i raz jak wygrałeś konkurs pokazała mi
twoje zdjęcie, no i teraz wiem.- wyjaśniłam
- Ach tak…
No trudno by mnie było nie znać- znów się roześmiał-
Rozmawialiśmy
tak jeszcze z dobre dwie godziny, na szczęście nie poruszył mojego tematu.
Najwyraźniej zrozumiał jak bardzo to boli. Nim się obejrzałam nadszedł wieczór.
Cisza panowała w naszej części szpitala, którą nagle przerwał Andi…
- Masz
ochotę na mały spacer?-
- Wiesz… Nie
byłam na zewnątrz od w…wypadku-
- No chodź,
zobaczysz będzie fajnie- przekonywał mnie do swojego pomysłu, ale jeszcze wtedy
nie wiedziałam co on takiego wymyślił.
- No dobrze,
ale jak nas zauważą…- urwałam
- Łooo
Panie! Jak coś to moja wina. Ale nikt nas nie zauważy. No już zbieraj się!-
uśmiechnął się i pobiegł przyprowadzić wózek.
Założyłam
szlafrok na piżamę i czekałam. Po chwili byliśmy już na zewnątrz. Był piękny,
ciepły wieczór. Jeszcze na horyzoncie widać było poświatę po zachodzie słońca.
Nagle się zatrzymał i zakrył mi oczy chustą.
- Tylko nie
podglądaj!-
- Andi co ty
kombinujesz?!-
- Zobaczysz…-
powiedział zadowolony