" O dziwo, czas, który goi rany, pokazał też, że w życiu można kochać więcej niż jedną osobę. "
Paulo Coelho
(...)
-
Jäna błagam Cię… Spróbuj jakimś cudem dostać się do barierek, może uda Ci się zdobyć
jakieś autografy. Wiesz, że po to na tych skokach jestem. Ja będę czekać na skoczków
koło domków może uda mi się z którymś zrobić zdjęcie. Trzymaj kciuki i daj z
siebie wszytko! Proszę! - Marie podała mi dokładną instrukcję.
-
Trzymam mocno i nie martw się, na pewno coś zdobędę.- uśmiechnęłam się w jej stronę.
Pomachałam na odchodne i popchnęłam wózek w kierunku zatłoczonych
miejsc przy barierkach.
Starałam się przebić przez te tłumy , ale nie było to
takie proste, tym bardziej dla niepełnosprawnej osoby. Niektórzy ludzie widząc mnie
robili mi miejsce bym mogła przejechać. Inni natomiast specjalnie stawali na
drodze... No cóż taki był mój los.
Nie
wiem kiedy, ale ostatecznie jakimś cudem udało mi się znaleźć przy samej ścieżce
odgrodzonej bramkami, którą to przechodzili skoczkowie.
Z niecierpliwością zaczęłam ich wypatrywać. Pierwszy pojawił
się Stefan Kraft. Tegoż skoczka zapamiętałam z opowiadań przyjaciółki. Nie
trudno było go z kimś pomylić.
Kiedy
mnie zobaczył uśmiechnął się i włożył mi w dłoń dwie podpisane karty. Ależ to była
radość. Pierwsze
podpisy były moje. Spojrzałam w bok i zobaczyłam, że do innych kibiców już nie podchodził
taki chętny i zadowolony. Tym bardziej tam wewnątrz zrobiło mi się ciepło. Poczułam
się wyróżniona i wyjątkowa, jak nigdy.
Nie minęło kilka minut, a pojawił się kolejny
sportowiec i tym razem także udało mi się zdobyć autograf. Poprawiłam szal kibica
w barwach narodowych Niemiec znajdujący się na mojej szyi i czekałam. Po chwili
zobaczyłam idącego wzdłuż barierek blondyna. Niósł narty wsparte na prawym ramieniu
jednocześnie w dłoni trzymając kask i gogle. Podniecona próbowałam wyczuć odpowiedni
moment by wystawić rękę po kartkę z podpisem. Był coraz bliżej i wtedy spojrzał
się. Na mnie…
Świat
zatrzymał się. Czas przestał płynąć. Wszystko stanęło w miejscu. Był tylko on i
byłam ja. Jego źrenice opatrzone w błękitne tęczówki świdrowały mnie z dołu do góry
i na odwrót. Moje oczy odwzajemniały się tym samym.
Cała czasoprzestrzeń zamarła. W jego spojrzeniu widziałam
wszystko. Mimo iż kompletnie go nie znałam, czułam w głębi siebie, że znam go
od lat. To było takie moje zing. Takie kolejne wyskakiwanie serduszek nad moją głową.
To było moje zauroczenie. Spojrzałam na jego rękę która skierowała się w stronę
spodni.
Wyjął
z kieszeni kartkę i długopis. Naskrobał coś na papierze i przyczepił go do
karty z autografem, po czym podszedł do barierki i mimo pełnych wyrzutów spojrzeń
innych kibiców wręczył mi ją z nieziemskim uśmiechem na twarzy. Nic nie powiedział.
Pomachał mi tylko na odchodne, oczywiście nie tylko ja odmachałam. Nim zniknął
za zakrętem, obejrzał się raz jeszcze w moją stronę i puścił oczko. To było urocze...
Zerknęłam na autograf. Widniała na nim samoprzylepna żółta
karteczka, na której pochyłym pismem napisany został szereg liter i przerw. Składając
je w całość brzmiały o tak:
JEŚLI MASZ OCHOTĘ ZADZWOŃ
DO MNIE MÓJ CUDNOOKI ANIELE ;)
Niżej znajdował się numer telefonu.
-
Nie podpisał się nawet i skąd ja mam wiedzieć
jak się nazywa?! Ty idiotko...! - Zganiłam się w myślach i obróciłam autograf
na drugą stronę. Wielkimi literami było napisane Severin Freund.
-
I wszystko jasne - pomyślałam.
(...)
W tle dało się słyszeć kolejne brzmienia niskich tonów
pianina. Było to bardzo uspokajające i koiło moje nadwyrężone zmysły. Ciężko było
mi określić czy to ktoś grał czy może ten ktoś puścił nagranie z kompaktu. Spróbowałam
się przekręcić na bok by jeszcze lepiej słyszeć dobiegające mnie dźwięki, lecz
moje ciało przeszył piorun niewyobrażalnego bólu. Cichy jęk wydobył się z
mojego mocno zaschniętego i obolałego gardła. Nagle muzyka ucichła, a ja zdałam
sobie sprawę, że ktoś idzie w moją stronę. Cały czas miałam zamknięte powieki
więc nie wiedziałam kto, ale mimo to zlękłam się. Czułam jak kuca przy mnie,
jak jego ciepły oddech głaszcze moją twarz. Niespodziewanie atmosfera zrobiła
się jakaś ciężka... Postanowiłam nie dawać żadnego znaku, że jestem świadoma
tego co się dzieje. Tak chyba będzie najlepiej. Lustrował mnie pewnie wzrokiem
cały czas, ale po jakieś chwili odpuścił. Wszystko wróciło do pierwotnego
stanu. On także najwidoczniej postanowił dalej grać, bo zrozumiałam jedno. To
musi być mężczyzna...
(...)
Przeszył mnie paraliżujący dreszcz. Zimne powietrze nie
wiadomo skąd wędrowało po moich plecach. Czułam jak oplata każdą wypustkę mojego
kręgosłupa. Otworzyłam oczy. Tym razem byłam w stanie to zrobić...
Leżałam w dużym, przestrzennym pokoju z ogromnymi drzwiami
balkonowymi, które były uchylone. W pomieszczeniu panował mrok, lecz dało się
określić co się w nim znajduje.
Ściany pokoju były w odcieniach błękitu. Na jednej z
nich wisiał nowoczesny obraz inspirowany dziełem Picasso. W rogu stał regał z dość
dużą kolekcją książek. Po środku mieściło się łóżko na którym leżałam. Nagle zdałam
sobie sprawę, że moja dłoń jest uwięziona w czyimś uścisku. Spojrzałam w jej kierunku.
Przy łóżku siedział po turecku chłopak o blond włosach i to właśnie on trzymał
moją rękę. Przyjrzałam mu się... Głowę miał opartą o łóżko. Jego powieki były zamknięte.
Spał...
Miał delikatne rysy twarzy. Długi, szpiczasto zakończony
nos , a jego wąskie usta o barwie młodych malin układały się w nieśmiały uśmiech.
Nagle niczym jak w kreskówkach w głowie zapaliła mi się żarówka oznaczająca nową
myśl. Spojrzałam ukradkiem na niego... Nie to... Ja jestem pewna. Ja go skądś
znam!
Podniosłam drżącą rękę by odgarnąć mu grzywkę i w tym samym
momencie on otworzył oczy... Spotkaliśmy się wzrokiem... Uśmiechnął się... Postarałam
się odwzajemnić ten gest... Nic nie mówił i ja też nie... Trwaliśmy tak w tej
chwili... Zatracaliśmy się w niej z każdą sekundą coraz bardziej... I nawet nie
myśląc, nie zastanawiając się po prostu wyszeptałam:
-
Severin... -
-
Jäna... -
Nie
miałam pojęcia skąd mi się to nagle wzięło, nagle przypomniało. Po prostu spojrzałam
w jego oczy i już wiedziałam.
Wiedziałam
wszystko…